Recenzja filmu SUBURBICON

Pełen groteski dramat w reżyserii Georga Clooneya otrzymał swój początek już w latach osiemdziesiątych. Pierwszy scenariusz, oparty na autentycznych wydarzeniach, napisali bracia Joel i Ethan Coenowie. Reżyserzy i scenarzyści słynnego Fargo z 1996 roku.

Po sukcesie bezkompromisowego filmu Śmiertelnie proste, twórcy liczyli na szybkie poparcie sponsorów dla nowego pomysłu. Niestety nie udało im się pozyskać funduszy na realizację czarnej komedii. Po trzydziestu latach scenariusz przejął ich kolega z branży, George Clooney, który nie omieszkał namieszać w scenariuszu i dodać odrobinę swojego pierwiastka. Podejmując się nakręcenia Suburbicon, zademonstrował swoją wszechstronność, jako reżyser i gotowość do poruszania prowokacyjnych tematów. Jednak wprowadzając wielowątkowość i nacechowując film moralnie, w efekcie utracił po drodze jego magię. Clooney, podobnie jak bracia Coenowie, długo czekał na środki do realizacji tej mrocznej satyry. Tak właśnie krytycy często określają produkcję. Wśród innych przymiotników znajduje się często słowo: zły. Być może dlatego, że przez lata scenariusz, jakby ewoluował nabierając politycznego charakteru, a może po prostu Clooney nie dźwignął potencjału napisanego przez Coenów.

Nie wykorzystany skrypt?

Clooney podaje wyrywki z życia z lat 50’ i 60’, które mogły mieć miejsce i, w których Afroamerykanie muszą udowadniać, że są równi, aby móc zyskać szacunek oraz jednakowe traktowanie. Clooney próbuje pokazać, jak biała klasa średnia dehumanizuje czarne rodziny. Przedstawia też życie miasteczka w teatralny, groteskowy sposób. Film wieloznaczeniowy, ale trudny do odczytania. Czy jest krytyką rasizmu, brutalnym kryminałem czy może nagą prawdą, ściągającą maskę z amerykańskiego snu? Zaczyna się obiecująco, pokazując obraz amerykańskiego snu po II wojnie światowej: czyste, dobrze prosperujące społeczeństwo białych amerykanów, zamieszkujące typowe przedmieścia lat pięćdziesiątych. Rzędy domów z rodzinną kuchnią w środku oraz tak idealną, że aż sztuczną panią domu. Nagle ten raj zostaje zagrożony przez czarnoskórą rodzinę o nazwisku Myers (ojca, matkę i syna), o których przybyciu do miasteczka nikt nie wiedział, dopóki listonosz nie zadzwonił do ich drzwi... William (Leith M. Burke) i Daisy Myers (Karimah Westbrook) doznają wielu przykrych i rasistowskich nagonek, łącznie z podpaleniem auta. Równolegle do tej sytuacji odbywa się dramat białej rodziny, mieszkającej po sąsiedzku z „niechcianymi” Myersami, w której ojciec Gardner Lodge (Matt Damon) i jego syn Nicky (Noah Jupe) muszą poradzić sobie z nagłą stratą, a tym samym z zagadką, zdradą, oszustwem i przemocą. To, co z początku wydaje się tragedią, okazuje się bardziej skomplikowane. Pod przykrywką idylli, wśród pięknych domów z wypielęgnowanymi trawnikami i uśmiechniętych ludzi, kryją się nastawione przeciwko sobie, spiskujące i zawistne bestie.

Zły film czy niezrozumiały?

Krytycy zarzucają niespójność w próbie połączenia dwóch różnych wizji scenariusza. Dwie różne historie nieudolnie próbują się złączyć, a może celowo tego nie robią. Poza wspólną przestrzenią, w której ulokowana jest akcja, ciężko doszukać się integralności. Podsumowując ten łączący elementy komedii kryminalnej i thrillera film, można powiedzieć, że jest to opowieść o bardzo zagubionych i nieszczęśliwych ludziach dokonujących bardzo złych wyborów. Dotyka, zniesmacza, ironizuje i wprowadza w zagubienie. Oryginalny scenariusz mocno nawiązuje do słynnego Fargo. Brutalnie przedstawiona przemoc doprawiona mocnym, czarnym humorem. Jednak u Clooneya zdecydowanie przerysowana. To jest Suburbicon.

Dla widza o mocnych nerwach

Pokazana przemoc i język, które są niejako zrozumiałymi środkami wyrazu dla kryminalnych ujęć, zostały jednak przez krytyków bardzo słabo ocenione. Jak podaje amerykański dziennik Newsday, Suburbicon to „ Mylna mieszanka nieprzyjemnej komedii i dramatu praw obywatelskich”. Polscy recenzenci również nie pozostawiają wielu pochlebnych opinii. Doceniają scenariusz i pomysł, nie ukrywając rozczarowania niedociągnięciami filmu. Doskonale puentuje to Łukasz Muszyński, pisząc w recenzji dla filmweb. pl, że w Suburbicon „(...)na ekranie ścierają się dwie odległe strategie artystyczne.” Bracia Coenowie dążyli do trzymającej w napięciu tragikomedii z mocnym wątkiem kryminalnym, a George Clooney do napiętnowania amerykańskie patologii. Jak widać, nie wszystko dobrze wychodzi w duecie. Czasami lepiej zamiast dwóch pieczeni na jednym ogniu, upiec jedną, ale dobrze.