Wyzwania na kolejne 15 lat
W poprzednim felietonie, pisałem o najważniejszych, według mnie, ekonomicznych aspektach naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej. Środki pomocowe, dostęp do unijnego rynku i spadek ryzyka inwestycyjnego dotyczącego działalności w naszym kraju dały mocny bodziec rozwojowy. Jesteśmy teraz w zupełnie innym miejscu. A co nas czeka w kolejnych 15 latach? Jakie są wyzwania na przyszłość?
Pierwsze skojarzenie, które pojawia się, kiedy myślimy o kolejnych latach w UE w kontekście ekonomicznym, to oczywiście następny budżet unijny. Jesteśmy właśnie w trakcie jego negocjacji. Negocjacje to proces, który był zawsze pilnie obserwowany przez media. Trudno się dziwić: miliardy euro, które potencjalnie możemy otrzymać, robią wrażenie na każdym. Nie inaczej jest tym razem. Oczywiście, teraz dochodzi jeszcze kontekst polityczny, który, w zależności od strony sporu, jest w odpowiedni sposób nagłaśniany. Jedni podnoszą kwestię Konstytucji, niezależności sądów, drudzy wskazują na jakąś niechęć niektórych polityków UE do naszego kraju, czy nierówne traktowanie, itd., itp. Liczymy, w każdym razie, na kolejne duże pieniądze. Trudno powiedzieć, ile ich będzie, ale prawdopodobnie będzie to ostatni budżet, w którym środki pomocowe wyraźnie przewyższą wielkość naszej składki.
Nie ma się co dziwić, że przyszłość UE rozpatrujemy głównie w kontekście przyszłości Polski w UE. I tego, jaki to będzie miało wpływ na nas. Na przykład, na naszą gospodarkę. Patrząc z tej perspektywy o jednym trzeba pamiętać. Stajemy się coraz bogatsi. Mało tego: wdzieramy się powoli na obszary, które jeszcze niedawno były zarezerwowane dla innych. Tak jak pisałem w poprzednim felietonie, stajemy się konkurencją. I to realną konkurencją. Może jeszcze nie dla największych korporacji europejskich, ale dla mniejszych firm w wielu przypadkach z pewnością. Jeśli kiedykolwiek traktowano nas z jakimś sentymentem, wynikającym choćby z naszego udziału w upadku bloku sowieckiego, to te czasy minęły, albo mijają. A zatem, nikt nic nie da nam za darmo. O wszystko musimy walczyć tak, jak robią to inne kraje Unii. I nic w tym dziwnego. Nie możemy się obrażać o to, że nie traktuje się nas z sentymentem. Że nie dostajemy forów. Nie będziemy ich dostawać.
Jednak moim zdaniem, patrzenie przez pryzmat tylko naszych interesów musimy poszerzyć. Na świecie, dzieją się bowiem rzeczy, które zmieniają porządek kształtowany przez dziesiątki lat. Jeszcze nie tak dawno, włodarze unijni planowali, że w 2010 roku UE przegoni Stany Zjednoczone. Do tego przecież, sprowadzała się Strategia Lizbońska. Unia miała być najbardziej konkurencyjnym obszarem globu. Nic z tego nie wyszło. Mało tego: USA zwiększyły dystans do Europy w ostatnim dziesięcioleciu, rozwijając się wyraźnie szybciej od niej. Szczególnie widać to w odniesieniu do krajów strefy euro. Po części, jest to efektem drugiego kryzysu, czyli kryzysu strefy, którego USA nie doświadczyły. Ale to nie wszystko. Stany przodują w nowych technologiach, które decydują o rozwoju i o przyszłości gospodarki. Dość powiedzieć, że tylko na start- upy, wydaje się w rocznie za oceanem 50 mld USD, w Europie co najwyżej jedną piąta tej sumy. Czy to nie jest przejaw tego, gdzie jesteśmy? I tego jakie są przed nami, Europejczykami, wyzwania?
Ale nie tylko z USA musimy konkurować. Chiny, już niewiele tylko mniejsze od całej gospodarki UE, szybko zmniejszają różnice rozwoju, a w wielu branżach walczą jak równy z równym. Być może, nawet na kilku poletkach zdobywają przewagę. Zresztą, cała Azja jest wielkim wyzwaniem dla Europy. Jeśli się nie obudzimy, za piętnaście lat nasz kontynent zacznie się kojarzyć ze skansenem. Może jeszcze nie realnie, ale kierunek będzie jasny.
I to jest prawdziwe wyzwanie na najbliższe lata. Europa wciąż dysponuje potężnym kapitałem. Według niektórych obliczeń, większym, niż to, co jest skumulowane w Stanach Zjednoczonych. Ale tego kapitału nie udaje się uruchomić w taki sposób, żeby wspierał „nowe". „Nowe", czyli ryzykowne. Nowe, czyli przyszłość. Co zrobić, żeby zachęcić do ponoszenia większego ryzyka? Co zrobić, żeby nie bać się porażki, która niejako wpisana jest w obszar poszukiwań i wymyślania nowych koncepcji? Widzę to wyraźnie także w Polsce. Też się tego musimy nauczyć. Oczywiście, my wciąż nie dysponujemy tak wielkimi możliwościami kapitałowymi. Ale nawet to, co jest, czy raczej ci, którzy są, nie są skorzy do podejmowania poważnego ryzyka. Takiego, z jakim łączy się, na przykład, inwestowanie w start - upy. I wiem, co mówię. A to jedyna szansa rozwoju w dzisiejszych czasach.
A zatem, wyzwanie dla Polski w kontekście UE na najbliższe lata jest znacznie poważniejsze, niż tylko negocjacje kolejnych miliardów euro na drogi, czy bocznice kolejowe. Choć to, oczywiście, też jest ważne. Przyszłość to realne zaangażowanie się w zmiany, które muszą nastąpić w całej wspólnocie. Bo jeśli nie, to na polu ekonomicznym przegramy wszyscy. Nie tylko my Polacy, ale także my Europejczycy.
Marek Zuber