MUZYKA JEST PASJĄ MOJEGO ŻYCIA

Po części gitarzysta, po części wokalista. Dobrze odnajduje się również w pisaniu tekstów, szczególnie tych po angielsku. Nasz lokals – Wojtek Cugowski.

Niedługo na rynku ukaże się jego pierwszy solowy album „Nie czekaj na znak”.

O tym, co na nim znajdziemy, artysta opowiedział nam w wywiadzie. Rozmawialiśmy również o tym, dlaczego w Lublinie żyje mu się najlepiej i jakie wyznaje wartości w życiu.

Info Magazyn Lubelski.pl: Wojtku, bardzo nam miło, że gościsz dzisiaj na łamach Info Magazynu Lubelskiego. Zacznijmy rozmowę od pytania o Lublin, pochodzisz z tego miasta i mieszkasz w nim. Powiedz, jak Ci się tu żyje? Czym Cię Lublin na co dzień zachwyca?

Wojtek Cugowski: Rzeczywiście, Lublin to moje miasto rodzinne i tu czuję się najlepiej. Nigdy nie miałem ochoty się stąd ruszać, choć żonę Krysię poznałem we Wrocławiu i mieszkaliśmy tam przez pewien czas. Ale później wróciliśmy do Lublina. To miasto, w którym się wychowałem, chodziłem do szkoły, zacząłem muzykować. Mam tu wielu znajomych. To duże miasto, ale bardzo spokojne. Moja praca wiąże się z wieloma wyjazdami, ale wiem, że kiedy tu wracam, to wracam do domu. To wspaniałe miejsce do życia.

ML: Nie miałeś nigdy pomysłu na przeprowadzkę do Warszawy?

Wojtek Cugowski: Do Warszawy jeżdżę tylko wtedy, gdy muszę. To miasto związane z moim zawodem, więc od czasu do czasu muszę się tam pojawić. Ale w stolicy życie jest zbyt szybkie jak dla mnie, do tego nieznośne korki, które każą siedzieć godzinami za kierownicą. U nas w Lublinie wprawdzie też się zdarzają, ale na szczęście wiem, jak je omijać (śmiech). Nie chciałem nigdy wyprowadzać się z Lublina, jednak coraz częściej myślę, że być może fajnie byłoby zamieszkać w jakimś cieplejszym miejscu za granicą? Kto wie? (śmiech).

ML: Wychowywałeś się w muzykalnej rodzinie. Jak wspominasz ten czas?

Wojtek Cugowski: Mam bardzo piękne wspomnienia związane z dzieciństwem. Moje życie tak naprawdę nie różniło się zbytnio od życia innych, poza tym, że u nas w domu było więcej muzyki (śmiech). Rodzice oczywiście nie naciskali, żebym został muzykiem. Posłali mnie wprawdzie do szkoły muzycznej gdzie zacząłem grać na skrzypcach, ale nigdy niczego nie kazali mi robić na siłę. Obserwowałem ojca na koncertach, w studiu, na próbach i ten styl życia mnie po prostu naturalnie wciągnął. W końcu zacząłem grać na gitarze, ale nie w ramach zajęć szkolnych, tylko sam dla siebie. I tak już mi zostało (śmiech).

ML: Czy będąc dzieckiem miałeś inne marzenia niż zostanie muzykiem?

Wojtek Cugowski: Nie myślałem szczerze mówiąc ani o pracy strażaka, ani policjanta (śmiech). Moje życie obracało się wokół muzyki. Dookoła siebie miałem instrumenty muzyczne, płyty, w domu prawie bez przerwy słuchaliśmy muzyki. Nie miałem narzuconej drogi, ale także sam z siebie nie miałem takiego pomysłu, żeby pójść w innym kierunku. Związanie swojego życia z muzyką było dla mnie zupełnie naturalne.

ML: A jak to wygląda u Ciebie w domu?

Wojtek Cugowski: U nas w domu muzyka jest obecna cały czas. Żona Krysia prowadzi szkołę wokalną. Ja jestem muzykiem pełnoetatowym, do tego kolekcjonuję płyty. Mamy córkę Weronikę, która jest muzycznie uzdolniona, ma świetny słuch i próbuje śpiewać. Nie wiem, czy będzie chciała z tym związać swoją przyszłość, ale z pewnością ma ku temu predyspozycje. Bardzo lubię słuchać jak śpiewa. Muzyka jest więc u nas obecna każdego dnia, czego wszystkim serdecznie życzę!

ML: Ale też biznesem…

Wojtek Cugowski: Tak, ale nigdy nie postrzegałem muzyki w ten sposób. Rzeczywiście jest to również biznes, ja jednak nie mam do tego głowy. Nie lubię tej całej papierologii, faktur, organizacji. Nie bez powodu jest taki zawód jak manager muzyczny, to właśnie on powinien ogarniać te wszystkie okołomuzyczne sprawy (śmiech).

ML: Jak już wspomnieliśmy jesteś lubelskim lokalsem. Czy Lublin jest dla Ciebie wystarczający?

Wojtek Cugowski: Lublin jest dla mnie absolutnie wystarczający. Lubię grać w różnych miejscach, ale tu jest mój dom, do Lublina zawsze wracam „na skrzydłach”. Czuję się tu dobrze, to moje rodzinne miasto. Zdarza się, że ktoś mnie rozpozna na ulicy, podchodzi do mnie i zaczynamy rozmawiać. To są bardzo miłe momenty, zwykle są one dowodem sympatii, lubię takie bezpośrednie spotkania.

ML: Półtora roku temu pojawił się singiel „Nie czekaj na znak”, zapowiadający solową płytę. Ale debiutancki album wyjdzie dopiero w tym roku. Dlaczego dopiero teraz? Premiera była planowana na ubiegły rok.

Wojtek Cugowski: Nad płytą zacząłem pracować w 2019 roku, najpierw zebrałem kilkadziesiąt pomysłów na utwory, potem zacząłem pracować nad nimi w studiu wraz z Marcinem Limkiem, producentem muzycznym mojego albumu.. Później przyszła pandemia i wszystko stanęło w miejscu, to zdecydowanie nie był dobry czas na pracę nad płytą. Nie można także było grać koncertów, które są podstawową formą promocji. Dopiero na wiosnę zeszłego roku zaczęliśmy działać pełną parą i ruszyliśmy z nagraniami. Nad wszystkim czuwał Marcin Limek, to właśnie z nim pracowałem najintensywniej. W międzyczasie zacząłem również pisać teksty, ale w związku z tym, że nie pisałem wcześniej tak dużego materiału w języku polskim, poprosiłem o pomoc dwójke innych autorów: Karolinę Kozak i Jurka ‘Szelę’ Stankiewicza. I tak połowa tekstów jest moja, pięć autorstwa Karoliny i jeden Jurka. Wcześniej pisałem sporo po angielsku, co przychodzi mi z większą łatwością.

ML: A to jest duża różnica?

Wojtek Cugowski: Uwielbiam pisać po angielsku, wychowałem się na muzyce anglojęzycznej i pisanie w tym języku przychodzi mi naturalniej niż pisanie po polsku. Jest także zasadnicza różnica w brzmieniu obu języków, angielski jest bardziej miękki i nie ma w nim aż tylu sylab, co w polskim. Wolę pisać i śpiewać po angielsku, ale żyjemy w Polsce i śpiewanie tutaj w innym języku niż ojczystym mija się kompletnie z celem.

ML: Jakie utwory znajdziemy na płycie?

Wojtek Cugowski: Na płycie znajdzie się dwanaście piosenek. Jest kilka utworów, które napisałem sam, kilka które napisałem z zespołem podczas prób, są też takie, które opracowałem z Marcinem. Jak już wspomniałem kilka bardzo pięknych tekstów napisała dla mnie Karolina Kozak, między innymi najnowszy singiel „Znowu Będziemy Się Śmiać”. Jeden tekst napisał Jurek Stankiewicz z lubelskiego bluesowego zespołu Teksasy, z którym współpracuję od kilku lat. Płyta ukaże się 8 kwietnia nakładem Agencji Muzycznej Polskiego Radia, przy wsparciu Wydziału Kultury Urzędu Miasta Lublin.

1Wojtek 1 fot. Mikołaj Chester Ganabisiński

fot. Mikołaj "Chester" Ganabisiński

ML: Jaki masz teraz cel w życiu?

Wojtek Cugowski: Teraz skupiam się na wydaniu płyty, jej promocji i koncertach. Mam nadzieję, że w tym roku wszystko będzie wracać do normy jeśli chodzi o działalność koncertową. Powoli zaczynam już myśleć o kolejnej płycie, choć jest jeszcze za wcześnie by o tym mówić szczegółowo. Moim priorytetem jest postawienie na nogi własnej marki i móc działać w stu procentach na pełnych obrotach. Po odejściu z zespołu Bracia wiedziałem, że czeka mnie dużo pracy. Graliśmy razem ponad dwadzieścia lat i mieliśmy wypracowaną markę, po zawieszeniu działalności zespołu musiałem znaleźć na siebie inny pomysł i właśnie teraz trwa jego realizacja.

ML: Możliwa jest reaktywacja?

Wojtek Cugowski: Trudno mi powiedzieć, na razie o tym nie myślę. Nigdy nie można mówić „nigdy”, ale teraz jestem skupiony na działalności solowej. Wiadomo, nie działam sam, tylko z zespołem osób, które są niezwykle ważne, kluczowe dla powodzenia mojego projektu: to basista Tomek Gołąb, perkusista Bartek Pawlus, gitarzysta Bartek Jończyk i śpiewający klawiszowiec Mariusz Nejman. Jest to więc moja działalność solowa, ale oparta na zespole świetnych muzyków i dobrych kolegów.

ML: A czy płyta, która ukaże się wkrótce, jest w pewnym sensie „owocem” Twojej rozłąki artystycznej z bratem Piotrem? Czy poczułeś większa swobodę, wolność tworzenia?

Wojtek Cugowski: Z całą pewnością. Praca w zespole zawsze wiąże się z jakąś formą kompromisu. A gdy ten kompromis jest długotrwały i zbyt daleko idący, to zaczyna cię to denerwować (śmiech). Czułem potrzebę zrobienia czegoś na własny rachunek już od dłuższego czasu. W zespole Bracia także się spełniałem, ale to było coś innego, teraz najważniejsze decyzje mogę podejmować sam. Pomimo trudnego czasu, te cztery lata po odejściu z zespołu nie są dla mnie stracone. Nagrałem w tym czasie aż trzy płyty: swoją solową „Nie Czekaj Na Znak”, „Be There” z hard-rockowym zespołem Kruk, a także wciąż niewydaną blues-rockową płytę z formacją Teksasy. Muszę przyznać, że dawno nie pracowałem aż tak intensywnie.

ML: Opowiedz o tym, jak współpracuje się z rodzeństwem, a jak z obcymi osobami. Czy są jakieś podobieństwa i różnice? Łatwiej czy trudniej pracować z rodziną?

Wojtek Cugowski: Trudno powiedzieć, bo w każdym zespole pracuje się inaczej. Każdy ma inny charakter, umiejętności, doświadczenia. Z Piotrkiem pracowaliśmy przez dwadzieścia lat, ale nie od razu osiągnęliśmy sukces. Zanim to nastąpiło, zjeździliśmy cały kraj wzdłuż i wszerz, nagraliśmy kilka płyt. Tak naprawdę dopiero w ostatnich pięciu-sześciu latach działalności to wszystko zaczęło przynosić owoce. Współpraca w zespole zawsze jest ważna, to duża umiejętność potrafić pracować w innymi ludźmi, niezależnie od tego, czy jest to brat, ojciec, kolega, czy całkowicie obca osoba.

ML: Jakie wartości są dla Ciebie ważne w życiu?

Wojtek Cugowski: Najważniejszy jest dom rodzinny, w moim przypadku to moja żona Krysia i córka Weronika. To jest fundament, baza. Na tym mogę budować wiele, a w zasadzie wszystko. Bardzo ważny jest również szacunek, przyjaźń, prawda. O to w dzisiejszych czasach jest coraz trudniej, a ja właśnie tego poszukuję najbardziej. Niezmiennie wierzę, że życie według takich zasad jest piękne, choć być może brzmi to dość naiwnie.

ML: Wokalista, gitarzysta, tekściarz. Kim czujesz się najmocniej?

Wojtek Cugowski: Myślę, że każdym po trochu. Przez długi czas byłem śpiewającym gitarzystą, teraz stałem się „frontmanem”, a to nie jest do końca to samo. Najwięcej pracy kosztuje mnie pisanie tekstów, zupełnie nie czuję się tekściarzem. Łatwiej mi pisać po angielsku niż po polsku, mówiłem już o tym. Muszę częściej praktykować, żeby wypracować sobie umiejętność pisania tekstów prostych, sensownych i wygodnych do śpiewania. To jest naprawdę duża sztuka.

ML: Ale masz jeszcze inne role. Tata i mąż. Jak się w tym odnajdujesz?

Wojtek Cugowski: To jedne z najpiękniejszych ról w życiu. Dom i rodzina to fundament, od którego wszystko się zaczyna w życiu. Wszystko, co pozytywne. Staram się być dobrym mężem i tatą, a jaka jest prawda? Trzeba byłoby zapytać o to moje Dziewczyny! (śmiech).

2Wojtek 2

fot. Mikołaj "Chester" Ganabisiński

ML: Wojtku, jakie marzenie już zrealizowałeś, a które czeka jeszcze w kolejce?

Wojtek Cugowski: Zawsze marzyłem o kochającej się rodzinie i taką rodzinę mam. Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, w zespole Bracia również zrealizowałem marzenie, które powoli spełniało się każdego dnia przez dwadzieścia lat działalności. Do tego dołączyłbym spotkania z idolami muzycznymi, wielkimi artystami. Z niektórymi udało mi się nawet zagrać na scenie (śmiech). Chciałbym się również spełnić się jako muzyk działający pod własnym imieniem i nazwiskiem, to wymaga ode mnie wiele pracy i konsekwencji, ale także i szczęścia. Chciałbym postawić swoją markę na nogi, nagrywać coraz lepsze płyty, dużo koncertować i… pisać coraz lepsze teksty po polsku (śmiech).

ML: Gdzie szukasz inspiracji?

Wojtek Cugowski: W muzyce. Nie ma dnia, żebym czegoś nie słuchał, to jest bardzo ważna część mojego życia. Uwielbiam klasyczny rock, zespoły takie jak Deep Purple, Black Sabbath, Toto czy Whitesnake. oni dostarczają mi inspiracji za każdym razem, gdy ich słucham. To wspaniali muzycy tworzący piękną muzykę, chciałbym choć na chwilę się do tego zbliżyć.

ML: Wraz z wiekiem i doświadczeniami wszyscy się zmieniamy. Jakie zmiany dostrzegasz w sobie?

Wojtek Cugowski: W ciągu ostatnich czterech lat dużo się w moim życiu zmieniło. Wiem na pewno, że bez dużego nakładu pracy, bez pozytywnego nastawienia, które mam obecnie, nie mógłbym funkcjonować w taki sposób w jaki sobie wyobrażam. To jest bardzo piękny, ekscytujący moment mojego życia.

ML: Co jest Twoją pasją w życiu? Ulubiona kuchnia?

Wojtek Cugowski: Muzyka to moja największa pasja. Oczywiście lubię oglądać filmy, podróżować. Ale nic nie może równać się z muzyką. Słucham jej w samochodzie, w domu, w zasadzie w każdym miejscu. Lubię oczywiście dobre jedzenie! Niewiele potraw może się równać ze schabowym z ziemniakami (śmiech), ale lubię też smaki kuchni chińskiej, japońskiej, tajskiej.

ML: Jakiego życia chciałbyś dla swojej córki? Widzisz, jak wygląda dzisiaj świat. Młodzi ludzie „zamykają się” w telefonach i komunikują się głównie, wysyłając SMS-y, wrzucając posty na Facebooka i zdjęcia na Instagrama.

Wojtek Cugowski: Weronika też korzysta z mediów społecznościowych, ale na szczęście nie zamyka się tylko w tym świecie. Jest bardzo towarzyska i wrażliwa. Spotyka się ze znajomymi, zaprasza koleżanki do domu, odwiedza innych. I to jest super! A czego jej życzę? Żeby była zdrowa i niezależna, żeby nikt nie narzucał jej sposobu na życie. Żeby była szczęśliwa i robiła zawsze to, czego chce, na własnych warunkach.

ML: Wojtku, życzymy Ci spełnienia marzeń, zdrowia, poczucia wolności i rozwoju własnej marki. Dziękujemy za rozmowę.

Wojtek Cugowski: Również bardzo dziękuję.