W biznesie lubię ryzyko
Dariusz Ładniak jest dyrektorem zarządzającym Virtual Telecom sp. z o. o. Prowadzi też dwa salony odzieży Ładniak Premium Tag w Galerii Olimp. Pasjonat kamperów i motorsportu. Szczęśliwy mąż i ojciec czwórki dzieci. Jest bardzo zaangażowany w pasję syna, jaką są wyścigi samochodowe. W rozmowie z naszym Magazynem opowie o swoich biznesach, wspieraniu dzieci w ich sportowej karierze oraz dlaczego bankructwo, wspólnik i pomidory były najlepszą rzeczą, jaka mogła go spotkać w życiu zawodowym.
ML.pl: Czym jest Virtual Telecom?
Dariusz Ładniak: To operator telekomunikacyjny działający w województwie lubelskim. Powstał z myślą o obsłudze klientów biznesowych oraz innych operatorów telekomunikacyjnych. Od 2016 obsługujemy klientów detalicznych, w domach wielo jak i jednorodzinnych.
ML.pl: Działają Państwo od roku..
DŁ: 2011. Jesteśmy najmłodszym operatorem w Lublinie, jeśli chodzi o dostawców lokalnych. W skład naszej oferty wchodzi: Internet, telewizja, transmisja danych, transmisja danych międzymiastowa, dzierżawa włókien światłowodowych, serwerownia, dzierżawa serwerów, usługi kolokacji. Oferujemy wszystko, co jest związane z telekomunikacją, ale na poziomie wyższym i lepszym. Obsługujemy klienta bardziej wymagającego, który wymaga dedykowanych rozwiązań.
ML.pl: Skąd pomysł na ten biznes?
DŁ: Wszystko zaczęło się od tego, że miałem kiedyś sieć radiową i własne nadajniki radiowe w moim rodzinnym Opolu Lubelskim. Tak naprawdę, nie znałem dobrze branży telekomunikacyjnej. Wtedy zaczęła się moja „przygoda” z internetem. Pierwszy raz podzieliłem go w 2001 roku, kiedy prowadziłem salon Idea (obecnie Orange). Mieliśmy łącze internetowe SDI, o przepustowości 128 kb/s. Za ścianą, miałem salon Plusa, po drugiej stronie ulicy był salon Ery. Głowiliśmy się wtedy nad tym, jak udostępnić im to łącze internetowe, ponieważ nie było warunków technicznych, żeby ówczesna TP S. A.(Telekomunikacja Polska) podłączyła więcej łączy. Pracowaliśmy nad tym, jak wydzierżawić kanalizację, której TP S. A. nie dzierżawiła. Jakoś to zadziałało. Po pięciu latach przyszedł trudny moment i moja firma upadła.
ML.pl: Na czym? Co się stało?
DŁ: Na salonach z telefonią komórkową. Zostałem oszukany na, tzw. systemach refundacyjnych. Sprzedawałem telefony, które były w cenie promocyjnej, ale cena zakupu była poza promocją. Niektóre rzeczy zostały niezrefundowane i w pewnym momencie płynność finansowa padła. Ten schemat rozliczeń pokonał wówczas kilkadziesiąt firm podobnych do mojej.
ML.pl: Co było później?
DŁ: Za pożyczone pieniądze w lombardzie, otworzyłem w Opolu Lubelskim sklep komputerowy. Zatrudniłem Krzysztofa Świrkosza, który pracuje ze mną do dziś. Krzysiek jest dla mnie jak brat – wspaniały i pomocny człowiek. W naszym sklepie zawiesiliśmy wtedy plandekę, na której napisaliśmy „internet radiowy”. Ludzie zaczęli do nas przychodzić. Podpytywali, kupowali ten internet. W ciągu dwóch lat, podłączyliśmy do sieci ponad dwa tysiące klientów.
ML.pl: Z Pana pracą w telefonii komórkowej wiąże się śmieszna historia. Proszę o niej opowiedzieć.
DŁ: Tak, początkowo chodziłem po moim rodzinnym mieście i sprzedawałem ludziom telefony komórkowe. Od drzwi do drzwi. Z czasem, komórki stały się tak popularne, że klienci sami zaczęli do mnie przychodzić. Musiałem postawić biurko i komputer na balkonie, ponieważ zainteresowanych było tak dużo, że kolejka po telefony tworzyła się już na podwórku mojego rodzinnego domu (śmiech). To były cudowne czasy.
ML.pl: Można powiedzieć, że jest Pan dobry w sprzedaży.
DŁ: Nie, ale pracuję by być zawsze lepszym. Zawsze jest coś do poprawienia. To przez rodziców. Od czwartej klasy szkoły podstawowej, w każde wakacje, musiałem siedzieć na targu i sprzedawać pomidory. Musiałem, ponieważ bardzo nie lubiłem tego robić. Rodzice posiadali tunel z tymi warzywami i stąd takie zajęcie. Ale dzięki temu nauczyłem się, jak efektywnie sprzedawać ludziom produkty, których potrzebują.
ML.pl: Dużo działo się w Opolu Lubelskim: sieć radiowa, sklep komputerowy. Jak Pan znalazł się w Lublinie?
DŁ: Tak się złożyło, że w Lublinie poznałem mojego wspólnika. Do dziś nie wiem dlaczego, bez żadnych obaw, zaproponował mi otworzenie tu firmy. Być może chciał mi pomóc, nigdy nie odpowiedział mi na to pytanie. Wspólnie z nim, zacząłem budować Virtual Telecom. Obecnie, nie współpracujemy razem. W tamtym roku sprzedaliśmy firmę a nasze relację pozostały na takim samym poziomie.
ML.pl: Jak Pan wspomniał, Virtual działa od 2011 roku. Czy przez ten okres mieliście jakieś problemy, kłopoty w branży?
DŁ: Od początku naszej działalności, z miesiąca na miesiąc, mieliśmy wzrost sprzedaży. Jeden błąd, jaki popełniliśmy, to inwestycja w budowę sieci światłowodowej w domkach jednorodzinnych na Sławinku, Węglinie, w Prawiednikach i we wsi Szerokie. Naszym problemem było to, że Virtual był rozpoznawany jako firma biznesowa, a nie detaliczna.
ML.pl: W tamtym roku, razem ze wspólnikiem, sprzedał Pan spółkę Virtual Telecom. Czy w ciągu 7 lat, działał Pan w innych biznesach?
DŁ: Jak najbardziej. Działałem w branży wypożyczalni samochodów oraz wypożyczalni kamperów. Na moment zawiesiłem obie, ale teraz ponownie je wznawiam. Próbowałem też produkować i sprzedawać zabudowane przyczepy, wykorzystywane, na przykład do transportu samochodów sportowych czy zabytkowych. Tego projektu nie udało się, tak w pełni, rozpocząć. Projekty posiadam do dziś, wiec może kiedyś…
ML.pl: Uważa Pan się za odważnego człowieka, jeśli chodzi o biznes?
DŁ: Na pewno lubię ryzyko. Natomiast nienawidzę u kogoś pracować. Mój rekord to trzy miesiące (śmiech). Lubię być niezależny. Lubię pracować z ludźmi mądrzejszymi od siebie. Sam nie jestem specjalistą w telekomunikacji, ale podoba mi się logistyczne zbieranie pomysłów, projektów i rozwiązań moich współpracowników. To ludzie z którymi współpracuję tworzą firmę.
ML.pl: W momencie, gdy sprzedawał Pan Virtual Telecom, rozpoczął się nowy projekt. Proszę o nim opowiedzieć.
DŁ: Tak, sprzedawałem firmę i otwierałem sklep odzieżowy, na którym, niestety, zostałem oszukany. Moja obecność w branży odzieżowej, to przypadek. Brat poprosił mnie o pomoc znajomym, którzy nie radzili sobie z prowadzeniem sklepu z ubraniami. Pierwszy plan był taki, że biznes mamy prowadzić wspólnie z nimi. W drugiej wersji, zaproponowałem kupno salonu i zatrudnienie właścicielki na stanowisku managera lokalu. Tak się, niestety, złożyło, że ludzie, których znałem kilkanaście lat, okazali się wyjątkowo nieuczciwi. Zakończyłem z nimi współpracę, po pierwszym tygodniu po otwarciu. Zostałem ze wszystkim sam.
ML.pl: Przejmuje Pan sklep z odzieżą, chociaż, jak sam Pan mówi, nie orientuje się jeszcze w tej branży. Jakie kroki Pan podejmuje?
DŁ: Nawiązałem współpracę z dużym dystrybutorem. To firma marek modowych, działającym na rynku od ponad 25 lat. Zacząłem regularnie jeździć do ich siedziby do Warszawy. Uczestniczyłem w organizowanych przez nich szkoleniach. Wspólnie z nimi ustalałem, których produktów w Lublinie nie ma, które trzeba zaoferować lubelskim klientom. Oni uczyli mnie, jak rozmieszczać towary w sklepie, jak rozwieszać ubrania. Prowadzili też szkolenia sprzedażowe dla pracowników.
ML.pl: Czy chętnie podjęli z Panem współpracę?
DŁ: Z pewnością podjęli duże ryzyko. Zacząć pracować z człowiekiem, dla którego jedyny kontakt z modą ograniczał się do szybkich zakupów koszuli i spodni, to gra w ciemno. Wielu dystrybutorów, wolałoby zaoferować współpracę przedsiębiorcom, mającym doświadczeniem w sprzedaży ciuchów. Jestem im bardzo wdzięczny, za to, że dali mi szansę. Rynek ubrań premium jest bardzo wymagający.
ML.pl: Czy produkty, które możemy kupić w Pana sklepie, były dostępne zanim przejął Pan ten biznes?
DŁ: Obecnie, oferujemy już inne marki. Poprzednie produkty kierowane były do innego klienta. Odzież i stylizacje, dostępne wcześniej, w ogóle do mnie nie przemawiały. Muszę powiedzieć, że zaczyna podobać mi się w tej branży. Pomimo, że jest to dla mnie coś nowego, wielu rzeczy chcę się nauczyć.
ML.pl: Gdzie obecnie mieści się Pana salon?
DŁ: Mieścimy się w Galerii Olimp, z tym, że posiadam już dwa salony. Jeden o powierzchni 60m2, drugi 140m2.
ML.pl: Czyli coraz śmielej wkracza Pan w świat mody.
DŁ: Oczywiście. Jeden sklep jest z produktami premium, w drugim znajdziemy marki denimowe. Sklepy oferują różne marki.
ML.pl: W takim razie, muszę zapytać, jakie kolekcje są w ofercie sklepu premium?
DŁ: Oferujemy marki, takie jak: Gaëlle Paris, Trussardi, Liviana Conti, Jijil, Love Moschino, Salsa Jeans. W przyszłym roku do sklepu wprowadzimy obuwie Calvin Klein.
ML: A w sklepie denim?
DŁ: Kolekcje marki Salsa Jeans, Tom Tailor i S. Olivier. Osobiście zakochałem się w spodniach Salsa Jeans. To, w jaki sposób są wykonywane, ich materiał - jest to naprawdę warte uwagi.
ML.pl: W salonach można kupić kolekcje tylko męskie, czy tylko damskie? Jak to wygląda?
DŁ: W salonie premium oferowana jest kolekcja damska i męska, natomiast w denim tylko damska.
ML: Jakie plany na przyszłość w branży odzieżowej?
DŁ: Na ten moment, nic więcej nie planuję, ponieważ chce się bardzo dobrze nauczyć tego biznesu, bazując na tym, co już mam. Z pewnością, będę promował swoje sklepy na wszelkich eventach modowych, w internecie, poprzez motorsport.
ML.pl: Na czym Panu najbardziej zależy w firmach, które Pan prowadzi?
DŁ: Przede wszystkim, na pracownikach i ich wzajemnych relacjach. Chcę mieś taki skład, jak w branży telekomunikacyjnej, tam pracują wspaniali ludzie. U mnie nie ma dyrektorów, kierowników, prezesów. Wszyscy są od tego, aby osiągać wspólne cele. Zadowolony pracownik zadba o to, aby klient też był zadowolony.
ML.pl: Pracownik to wizytówka firmy?
DŁ: Z pewnością. Moi pracownicy nie są „podawaczami”. Oni doradzają klientom. Podpowiadają, jeśli coś na kimś źle leży. Nigdy nie sprzedajemy za wszelką ceną, niezależnie czy są to usługi telekomunikacyjne czy ubrania. Jeśli ktoś nie jest przekonany do produktu, to nie możemy mu tego sprzedać na siłę. Pracownik tym bardziej musi być przekonany do produktu, który sprzedaje.
ML.pl: Jedną z Pana pasji są campery. Czym dla Pana jest podróżowanie tym środkiem transportu?
DŁ: Kampery to wspaniałe pojazdy. Ostatnio, wsiadłem do takiego, wartego milion złotych(niestety nie mój) i byłem pod ogromnym wrażeniem. Powiedziałem w żartach, że wyprowadzam się z biura i zaczynam mieszkać i pracować w kamperze(śmiech). Łazienka, kuchnia, telewizor, miejsca do spania – wszystko w nim jest. Dla mnie, caravaning to styl życia, to jest właśnie ta niezależność którą kocham. Byłem na 3 – tygodniowych wakacjach z rodziną, właśnie camperem i nikt nie narzekał, że jest za ciasno. Żona, która nie była chętna na taki wyjazd, przekonała się, że to niesamowita forma spędzania wolnego czasu. Dzieci też na tym skorzystały. Wyjeżdżając za granicę, poznajemy innych ludzi na campingu. Pociechy poznają swoich rówieśników i wspólnie się bawią, no i muszą się porozumiewać w innych językach
ML.pl: Jeśli zeszliśmy na temat dzieci, proszę powiedzieć o pasji syna.
DŁ: Mój syn, Szymon, jest kierowcą wyścigowym. Startuje w wyścigach już trzeci rok. Zaczął jeździć w wieku 9 lat. Najpierw na gokartach halowych, później przesiadł się na samochód. W 2017 roku, wziął udział w pierwszych zawodach Kia Lotos Race. W pierwszym sezonie jeździł Kia Picanto. W tamtym roku przesiadł się na samochód wyczynowy. Przeszedł do niemieckiej serii wyścigowej RENAULT CLIO CUP CENTRAL EROPE. Tam jeździ już drugi rok. W październiku pojedzie ostatni wyścig w tej serii wyścigowej. Będą to ostatnie wyścigi w aucie Renault, ponieważ w przyszłym roku przesiada się do auta klasy TCR. Będzie to samochód o mocy 350 koni mechanicznych.
ML.pl: Ile syn ma lat?
DŁ: Szymon ma 16 lat.
ML.pl: Nie ma Pan obaw, że ten niebezpieczny sport, może zaszkodzić w życiu młodego człowieka?
DŁ: Zawsze mam obawy. Szymon miał już wypadek czołowy, dwa razy leżał na boku, ale nic się nie stało. Samochody wyścigowe są wyposażone w specjalne klatki, które chronią przed poważnymi uszkodzeniami ciała. Kierowcy jeżdżą też w kasku, który chroni głowę i kark.
ML.pl: Kto zaszczepił w nim tę pasję?
DŁ: Ja go tą pasją zaraziłem. Jestem wielkim fanem motorsportu. Zawsze mnie to kręciło. Pamiętam, jak kradłem rodzicom malucha, żeby sobie pojeździć(śmiech). Ostatnio powiedziałem Szymonowi, że jeśli jeździ w wyścigach tylko dlatego, żeby spełnić ambicje ojca, to niech odpuści. Jak na razie, młody robi to z własnych chęci, a nie dlatego, że ja mu tak doradziłem. Bardzo ciężko pracuje na swoje wyniki: siłownia, symulator, psycholog sportowy. Niemalże codziennie musi trenować.
ML: Czy ten sport pomaga mu w życiu?
DŁ: Dzięki niemu, ma duże powodzenie u dziewczyn(śmiech). A tak na serio, zauważyłem jedną zasadę, która działa na całym świecie. Ludzie, którzy uprawiają sport wyczynowy, inaczej się rozwijają. Oni nie mają później problemów, na przykład, z biznesem. Są tak dobrze poukładani. Sport uczy dzieci jednej rzeczy: jeśli chcą coś zdobyć, muszą na to zapracować. Nikt nie da im złotego medalu za darmo. Tatuś nie kupi im pierwszego miejsca w wyścigu. Moim zdaniem wychowywanie dzieci poprzez pasję to jest to.
ML.pl: Wróćmy do tematu camperów. Wypożyczał Pan je, potem zawiesił działalność, a teraz ponownie się za to zabiera.
DŁ: Wchodzę drugi raz do tej samej rzeki, ale ze zdwojoną siłą. Wcześniej, były to tylko wypożyczenia, teraz zamierzam też sprzedawać. Jak już wspomniałem, campery są bardzo uzależniające. Gdybym mógł, jeździłbym nimi do swoich klientów(śmiech). Polecam każdemu, kto jeszcze nie miał możliwości być w kamperze lub nim jechać. Podróżowanie tym środkiem transportu, pasuje do mojej osobowości, tzn. lubię być niezależny. Chcę spędzić weekend na Mazurach, jadę tam kamperem. W poniedziałek z chęcią odpocząłbym na morzem, wyruszam w trasę właśnie tam.
ML.pl: Dziś jest Pan lubelskim przedsiębiorcą. Co tak naprawdę Pana zbudowało?
Dł: Jestem upartym człowiekiem. To po pierwsze. Myślę, że wszystkie upadki, których doświadczyłem, takie jak bankructwo, także nauczyło mnie, że nie zawsze jest kolorowo, ale też że trzeba się podnieść. Doły są potrzebne. Bez nich nie da się żyć, ponieważ nie ma się po czym podnieść. W tym roku nauczyłem się kolejnej rzeczy, mianowicie, jak ważny jest odpoczynek. Pozwoliłem sobie na dłuższy urlop.
ML.pl: Kto jest dla Pana inspiracją?
DŁ: Na pewno mój brat, Mirosław i mój syn, Szymon. Obaj dużą pracują, uczciwie wykonują swoje obowiązki. Ta relacja brat-brat, ojciec-syn, moim zdaniem, się zatarła, ale w pozytywnym sensie. Jesteśmy przyjaciółmi, świetnie się ze sobą dogadujemy. Wspólnie z Szymonem budujemy symulator wyścigów samochodowych. Będzie to jedna z najnowocześniejszych maszyn w Europie. Symulator będzie dawał wszystkie odczucia, jakie daje nam auto wyczynowe. Na razie, budujemy go na własne potrzeby, na potrzeby syna, ale w niedalekiej przyszłości będziemy chcieli udostępniać go innym kierowcom rajdowym jak i wyścigowym.
ML.pl: Dziękujemy za rozmowę i życzymy sukcesów dla Pana i dla pańskiej rodziny.
DŁ: Dziękuję bardzo.